Kilka dni temu odwiedziłem rodzinne strony w Górach Świętokrzyskich. We wsi, z której pochodzę, trudno dziś znaleźć gospodarza posiadającego krowy, świnie czy kozy. Nawet kury są rzadkością. Niemniej jednak nie brakuje tam zwierzyny, tyle że niekoniecznie tej domowej.
Dziki całymi stadami plądrują okoliczne podwórka, są lisy, bobry, jelenie i łosie. Ostatnio widziano nawet wilczą watahę!!!
Jeden z sąsiadów przygarnął małą sarenkę, zaś drugi wziął pod opiekę młodego myszołowa, który najprawdopodobniej wypadł z gniazda. Wieści są pomyślne. Filip, tak ochrzczono ptaszysko, ma się coraz lepiej i, według prognoz specjalistów, wkrótce powinien rozpocząć samodzielne łowy.
Dom rodzinny opuściłem kilkanaście lat temu. Za każdym razem, gdy tam wracam, zaskakuje mnie jak bardzo to miejsce się zmienia. Starzejemy się, nasi bliscy również, wydeptane ścieżki nikną w coraz wyższej trawie. Mam wrażenie, iż natura odbiera to, co skradliśmy jej przed laty…
Powrót natury
Komentarze są zamknięte.